|
|
|
|
Pe-8, alias TB-7, to samolot w ZSRR bez wątpienia
najlepszy w swojej klasie. Bo jedyny. Powstał na desce kreślarskiej
Tupolewa w 1934 roku jako naturalny następca rozpaczliwie przestarzałego
bombowca TB-3. Był też odpowiedzią na złożone w tym czasie przez Kreml
zapotrzebowanie na samolot bombowy dalekiego zasięgu, który mógłby operować
dzięki swym parametrom bez eskorty myśliwskiej (w świńskim raju w charakterze
samolotów myśliwskich miały zwyczaj występować wtedy samoloty typu I-5,
I-6, a nowością był I-15. Nie wiem jak ten konglomerat latającej wystawy
progresywnego nurtu rzeźby nowoczesnej, wykorzystującej metal, drut,
sklejkę i jakieś szmaty, można nazwać eskortą, a już tym bardziej myśliwską,
ale nie będę się czepiał). Założenia projektu były ambitne: przelotowe
440 km/h, z dwiema tonami ładunku na wysokości 8000m. Na usprawiedliwienie
tylko można dodać, że zamówienie składały władze centralne, tradycyjnie
w ZSRR nie mające kompletnie żadnego pojęcia o zagadnieniu o którym
decydowały, i tylko nieszczęsny Tupolew jako jedyny był w stanie w ogóle
próbować zmierzyć się z tym planem, mając przy tym całkowitą świadomość
przepaści technologicznej jaka dzieliła kraj Rad od budującego podobne
maszyny zachodu. W całym ZSRR nie było żadnego silnika lotniczego o
mocy choćby zbliżonej do niezbędnego minimum wymaganego przez taki samolot.
Co więcej, już TB-3, będący sumą wszystkich chęci
i możliwości, dał jasno do zrozumienia na jakim poziomie porusza się
sowiecka technologia, i sama wiedza sowieckich konstruktorów, choć w
wielu przypadkach na ekstremalnie wysokim poziomie (nie, nie mam tu
na myśli Jakowlewa), nie wystarczała. Zanim udało się skopiować silniki
renomowanej wytwórni Hispano-Suiza, znane potem jako Klimowy napędzające
myśliwce Jak kolejnych typów i lekkie bombowce rodziny Pe-2 (niestety
nie udało się skopiować jakości wykonania; jeśli uważnie się przyjrzeć
rurom wydechowym w Pe-2, to widać że spośród czterech na stronę, dwie
wewnętrzne są dłuższe. To dlatego że obsługiwały one po dwa cylindry,
co było charakterystyczną cechą silników Hispano), minęło trochę czasu.
Silniki były problemem w zasadzie nie do pokonania do samego końca produkcji
tej maszyny, co jednak w żadnym stopniu nie miało wpływu na zaniechanie
prac nad tym typowo defensywnym samolotem, wprost niezbędnym każdemu
miłującemu pokój i socjalizm krajowi. Inżynierem prowadzącym program
ANT-42, bo tak nazywał się prototyp, był pan Pietlakow, jeden z inżynierów
biura Tupolewa.
Samolot o całkowicie metalowej konstrukcji i skorupowym
kadłubie wyposażono w cztery jedynie dostępne silniki spełniające konstrukcyjne
minimum, AM-34 (około 900KM mocy maksymalnej). Mikulin wiedział że te
silniki są zbyt słabe i pracował już nad nową konstrukcją, potem znaną
jako AM-35. Tymczasem jednak były tylko takie silniki, po przystosowaniu
do zakładanych wymagań jako AM-34FRN (930KM mocy maksymalnej) zabudowano
je na płatowcu i 27 grudnia dokonano oblotu (M. Gromow). Osiągi oczywiście
były mizerne, szczególnie w kwestii lotów w rozrzedzonym powietrzu (samolot
osiągnął maksymalnie 4500m), więc żeby jakoś ratować założenia odgórnych
wymagań, zabudowano sprężarkę. Sprężarka była typowo ruska, zabudowana
centralnie, i była tak kompaktowa, że do jej napędu potrzebny był piąty
silnik. Po zabudowaniu w kadłubie, przez dużą część 1937 roku użerano
się z tym urządzeniem. Sprężarka ACN-2 (Agregat Centralnogo Nadduba)
składała się z rzędowego silnika Hispano Suiza 12Ybrs (po zerżnięciu
przez sowietów nazywało się to już M-100) o mocy 850KM, napędzającego
zajebisty kompresor, zasilający wszystkie cztery silniki napędowe. Co
prawda urządzenie to zabrało większość użytecznej masy płatowca, ale
faktem jest że osiągi jakie uzyskano uplasowały TB-7 (tak już nazwano
samolot) w ścisłej światowej czołówce, a w zasadzie nawet na miejscu
pierwszym. Samolot spokojnie na wysokości 8000 metrów kruzował sobie
z prędkością około 400 km/h. Maksymalnie osiągnięto 10800 metrów przewyższenia.
Próby z centralną sprężarką trwały przez okrągły rok, zakończyły się
w połowie 1938r., i dostarczyły wielu cennych danych. Było jednak jasne,
że nie jest to rozwiązanie udane i trzeba poszukać innej drogi, tym
bardziej że maksymalna masa startowa tego samolotu wynosiła przeszło
32 tony, z czego użyteczne były tylko dwie tony.
|
|
|
|
W tym czasie gotowe były nowe silniki AM-34FRNV,
specjalnie przystosowane do lotów na dużych wysokościach. Ich zabudowa
umożliwiła pozbycie się z kadłuba wielkiego ustrojstwa jakim było ACN-2
(to ważyło prawie dwie tony!) i masa własna samolotu ustaliła się na
poziomie 16 i pół tony (maksymalna startowa 28000kg). Prędkość przelotowa
minimalnie siadła, natomiast w jednej z prób osiągnięto pułap statyczny
o wartości 12 000 metrów. Był to wynik rewelacyjny. Ponadto udźwig samolotu
wzrósł z dwóch do czterech ton. Niestety, nowe wydanie silników AM-34
miało żywotność porównywalną z rajstopami Szmajsera, i ta droga również
okazała się zamknięta.
Dalsze prace nad tym niezbędnym elementem defensywnej
polityki obronnej Kraju Rad napotkały kilka przeszkód natury obiektywnej.
Otóż sowieci już przed wojną cierpieli na deficyt duralu, i swoje zasoby
woleli przeznaczać na mniejsze samoloty. Po drugie Tupolew a po nim
większość jego współpracowników, w tym Pietlakow, poszli do pierdla
jako wrogowie narodu. Prace nieco przystopowały. W zasadzie od tego
momentu już tylko Pietlakow i jego zespół pracowali nad tym samolotem,
gdy 1939r. trafił do biura konstrukcyjnego pod nadzorem NKWD. Ponieważ
wreszcie powstały silniki AM-35, niezwłocznie zabudowano je na TB-7.
Silniki jako AM-35A miały 1200 KM mocy startowej i były przełomowym
momentem w rozwoju TB-7. Masa własna samolotu pozostała praktycznie
niezmieniona, natomiast masa startowa osiągnęła 27 ton. Samolot uzyskał
przyzwoite osiągi, m.in. pułap statyczny 9 300 m, zasięg z ładunkiem
dwóch ton wyniósł nieosiągalne dotąd 4700 km, udźwig wynosił 4000 kg
(niewiele jak na tak duży samolot, ale jak na rok 1939 było to sporo).
Najciekawszą jednak cechą samolotu stała się jego prędkość. Otóż na
wysokości 6000m silniki (docelowo przecież budowane z myślą o przechwytującym
MiGu) pokazywały swoje prawdziwe oblicze, i dopóki się nie zagotowały
na śmierć, były w stanie pogonić ten wielki samolot z prędkością 440
km/h. W teorii oznaczało to, że lecąc na takim pułapie i z taką prędkością,
przechwycenie TB-7 w 1939 roku było zadaniem co najmniej problematycznym.
|
|
|
|
Pod koniec 1939 roku ruszyła produkcja seryjna
TB-7. Zbudowano łącznie 79 tych samolotów, wliczając prototypy ANT-28
wszystkiego 81 sztuk. Pierwsze samoloty trafiły do jednostek w 1941
roku, już jako Pe-8. Samolot poza czterema tonami ładunku, uzbrojony
był w zdwojony lekki karabin maszynowy przedniego strzelca, działko
na grzbiecie i drugie działko strzelca ogonowego, oraz niektóre samoloty
wyposażono w stanowiska strzeleckie w gondolach wewnętrznych silników,
wyposażając je w ciężkie karabiny maszynowe UBT.
Samolot uzyskał swój ostateczny kształt i produkcja
seryjna już ruszyła, ale na początku 1940 roku okazało się, że silników
AM-35 nie wystarcza nawet dla MiGów. W tym czasie zgłosił się do Pietlakowa
facet nazwiskiem A. Czaromski, i zaproponował zabudowę w ramach próby
jego silników wysokoprężnych typu M-40, a trzeba wiedzieć że był to
gość który znał się na rzeczy. Czaromski jest uznawany za jednego z
pierwszych konstruktorów lotniczych silników o zapłonie samoczynnym.
To właśnie za jego sprawą zakupiony od Niemców w 1935 r. silnik Jumo5,
zabudowany na samolociku R-5 pilotowanym przez I.Żukowa, latał sobie
przez ponad 12 godzin bez przerwy. Wraz z samolotem i pilotem co niebywałe.
|
|
|
|
Silnik M-40 po zabudowaniu na TB-7 nieco zaszokował
osiągami, jakie uzyskano. Przy mocy stałej na poziomie 1000 KM, samolot
z ładunkiem użytecznym 2000 kg uzyskał zupełnie nieprawdopodobny zasięg
7820 km. Prędkość przelotowa spadła do 390 km/h (co i tak było bardzo
dużą wartością dla bombowca tego okresu) na wysokości 5600m, a pułap
sięgał aż 9200m, mimo sporego apetytu takich silników na tlen. Był to
równocześnie pierwszy na świecie samolot z silnikami Diesla. Sam napęd
byłby z pewnością rewolucyjny na skalę światową, miał niestety jednak
zasadniczą wadę dla lotnictwa. Silniki te były bardzo skomplikowane,
ich osprzęt był awaryjny, w dodatku cuda się działy kiedy przychodził
czas ich regulacji, a to nie mogło znaleźć uznania w lotnictwie. Czaromski
modernizował M-40, w końcu zabudowano jego inną konstrukcję, M-30. Ten
silnik był bardziej niezawodny (po 1941 roku nazwy obu zmieniono na
ACz-30 i ACz-40, zgodnie z nową modą na nazywanie urządzeń inicjałami
ich konstruktorów). Ten silnik również podlegał modernizacjom, i jako
ACz-30B zabudowano je na kilkunastu samolotach Pe-8. Ich moc trwała
wynosiła 1250KM, a moc startowa sięgała 1500KM. Silników tych jednak
nie było w produkcji seryjnej na skalę masową, AM-35 wciąż brakowało,
a silników do Poldasa jeszcze nie wynaleziono, więc jak nietrudno zgadnąć
na scenie musiał w końcu pojawić się gwiazdowy Szwiecow M-82, który
był wszędzie w ZSRS i napędzał chyba wszystko. W kwietniu 1941 roku
gotowy był pierwszy Pe-8 z zabudowanymi silnikami gwiazdowymi. Prędkość
maksymalna utrzymała się na poziomie 400km/h, ale już tylko na pułapie
2500m, pułap maksymalny wyniósł 8000m, jedynym pozytywem był rozsądny
zasięg całkowity, do 5800 km. Chyba nietaktem wobec fanów tego silnika
byłoby nie wspomnieć o wersji M-82FN (ASz-82FN) tego silnika, w którą
oczywiście wyposażono gwiazdowe Pe-8.
|
|
|
|
Po zastosowaniu wtrysku paliwa z Fw-190, silnik
ten rozpędzał samolot podobno do 450 km/h (chciałbym to zobaczyć), pułap
wzrósł do 8500m, a zasięg 6000 km. Czyli wyżej, dalej, szybciej! A to
wszystko przy takiej samej masie startowej i maksymalnej (tak, ja też
się dziwię). Wszystko to działo się już po śmierci Pietlakowa, konstruktorem
prowadzącym był wtedy I. Nieżwał. Produkcja Pe-8 zakończyła się w 1944
roku, z długą przerwą w najbardziej gorącym okresie wojny na wschodzie,
kiedy to jego linię produkcyjną wykorzystano do produkcji badziewnych
i masowo spuszczanych przez LuftGangsta myśliwców frontowych. Analogicznie
sytuacja miała się z silnikami AM-35, których produkcji zaprzestano
na rzecz jednorazowych AM-38 do Szturmovików, których nie wiedzieć
czemu było więcej niż samolotów, a mimo to było ich zawsze mało. Niezależnie
od silnika, śmigła były zawsze metalowe, trójłopatowe, z regulacją skoku.
Nie jest powszechnie znanym fakt, że gwiazdowe
silniki miało co najmniej 50 egzemplarzy Pe-8, a więc większość tych
samolotów, jeśli weźmiemy pod uwagę że na łączną ich ilość część miała
także silniki Diesla. Nie jest więc tak, że zazwyczaj samoloty te miały
silniki AM-35, jak karmią nas na zdjęciach sowieckie publikacje. Z innych
ciekawostek związanych z tym samolotem Elwood chciałby zwrócić uwagę
na podwozie. Otóż koła podwozia głównego były tak wielkie, że podczas
przeprowadzonych prób z podwoziem płozowym w czasie startów ze śniegu
okazało się, że co najmniej tak samo dobrze jeśli nie lepiej samolot
ślizgał się na kołach, w dodatku po ich schowaniu nie generując oporu
jaki dałyby płozy. Około 30 egzemplarzy przetrwało wojnę. Pozostały
w służbie do końca lat `50, będąc podstawą transportu w sowieckiej arktyce.
Co ciekawe, nie zrobiły takiej kariery w klimacie suchym na południu
ZSRS. Tak naprawdę to Pe-8 zazwyczaj służyły właśnie jako samoloty transportowe,
ich bojowe przygody to zaledwie epizod. Sprawa o tyle ciekawa, że niewiele
sowieckich samolotów odważyło się na wyloty bojowe nad terytorium faszystów.
Dla większości sowieckiego sprzętu było to działanie w zasadzie samobójcze,
jednak Pe-8 podjął kilka udanych prób. Już w sierpniu 1941 roku, na
osobisty rozkaz wielkiego Stalina, dokonano propagandowego nalotu odwetowego
na Berlin. Sowieci potraktowali to jako zadanie prestiżowe o wadze państwowej,
wyprawę prowadził Bohater Związku Radzieckiego, facet w stopniu generała,
Michaił Wodopianow.
Z taktycznego punktu widzenia cała akcja miała
charakter raczej incydentu, ale sowiecka propaganda ogłosiła puszczenie
Berlina z dymem. Faktem jest, że zbieranina bombowców DB-3F i Pe-8 z
silnikami AM-35 i ACz-30 (jak oni zgrali czasy przelotów dla samolotów
o kompletnie różnych parametrach przelotowych pozostanie chyba na zawsze
ich słodką i dla mnie niewytłumaczalną tajemnicą) w nocy 12 sierpnia
taki nalot wykonały waląc gdzie popadnie. Straty na dole nie były duże,
przeciwdziałania Niemców żadnego, ale samoloty mimo to doznały uszkodzeń
w akcji. Ostrzelała je sowiecka artyleria przeciwlotnicza i to skutecznie.
Niestety próżno szukać w sowieckiej literaturze choćby wzmianki na ten
temat. Według źródeł zachodnich co najmniej jeden Pe-8 spadł. Kolejna
kaskaderska akcja sowieckiego lotnictwa bombowego miała miejsce już
po roku. Latem 1942r. odbyło się kilka lotów bombowych, m.in. w czerwcu
w nocy 19-go zbombardowano Królewiec, 26 sierpnia Gdańsk, Szczecin i
ponownie Berlin i Królewiec. Ponadto 4 września 1942 roku nalot na Budapeszt.
To tylko tak brzmi wszystko groźnie, w rzeczywistości naloty wykonywało
zaledwie kilka samolotów i skutek tych nalotów był żaden, poza pożywką
dla sowieckiej propagandy. Bomby spadały gdziekolwiek, i było ich zbyt
mało (samoloty zabierały 2000 kg bomb) by wyrządzić szkody inne niż
zdemolowany warzywniak Wiśniewskiej. Nie napotykano przy tym praktycznie
żadnego przeciwdziałania, wyprawy te były tak małe że albo nie zostawały
nawet wykryte, albo nie warto było na nie tracić paliwa. Stalin, podobnie
jak Hitler, nie wierzył w lotnictwo strategiczne, i dlatego Pe-8 zawsze
był tylko ciekawostką. Najlepiej świadczy o tym fakt, że maszyn tych
używano jako normalnych bombowców frontowych, wykorzystując ich pełny
udźwig 4 ton bomb (5 ton w wariancie przeciążonym, bez strzelców w gondolach)
do bezpośredniego wsparcia walczących wojsk naziemnych.
|
|
|
|
|
Jednym z najciekawszych chyba lotów Pe-8 był przelot
z sowieckim ministrem spraw zagranicznych W. Mołotowem na pokładzie
na spotkanie z władzami brytyjskimi do Szkocji w listopadzie 1941r.
Większość przelotu odbywała się nad terytorium wroga, w przestrzeni
całkowicie kontrolowanej przez Luftwaffe. W maju/czerwcu 1942r. samolot
z Mołotowem poleciał do Waszyngtonu w USA (przez Szkocję, Islandię i
Kanadę), gdzie miało miejsce spotkanie z władzami amerykańskimi. Pe-8
wożący wieśniaka Mołotowa zrobił w czasie tej podróży około 17 800 km
w większości na pułapie 8 000 m. Co ciekawe, faszyści nic nie zrobili
aby podróż tę urozmaicić.
Pe-8 w Naszym Ulubionym Fantastycznym Symulatorze
jest samolotem odwzorowanym zdecydowanie źle. Podobnie jak ogólnie krytykowany
Pe-2, tak samo i tutaj mamy do czynienia ze strzelcami pokładowymi którzy
potrafią trafić Bf-109 w chłodnicę z odległości 500m. Nie wiem jak można
strzelać ręcznie obsługując 20mm działko, o nie największej szybkostrzelności,
i cokolwiek trafić, ale strzelcy w Pe-8 potrafią. Ponadto strzelają
pod kątami niemożliwymi z uwagi na konstrukcję ich stanowisk, często
także poprzez kadłub. Żeby było śmieszniej, Pe-8 był duży, i dlatego
mógł przyjąć na klatę więcej niż Jak-3 (który skądinąd też jest chyba
z kevlaru a nie szmat jak powinien), ale nie zapominajmy że napędzały
go silniki AM-35, rzędowe, ekstremalnie podatne na przegrzanie w razie
trafienia w bardzo wrażliwy układ chłodzenia. Sama konstrukcja też nie
była jakoś strasznie odporna, jak wynika z jej budowy, a mimo to w grze
samolot najczęściej eliminuje tylko oderwanie skrzydła. Jest to bzdurą
i może wreszcie ktoś z tym coś zrobi, tym bardziej, że jak dowodzi przykład
B-17 (z błędnym opisem zresztą), można zrobić do NUFS samolot niemal
doskonały. Amen.
Autorem tekstu jest : Elwood
|
|
|

|
|